Szukaj w zoowiosce
Na wstępie wyjaśnijmy sobie różnicę między pojęciem "chów" i „hodowla”. Jeśli pielęgnujemy tylko jedno zwierzę lub też kilka bez zamiaru ich rozmnażania, zajmujemy się chowem, jeżeli natomiast trzymamy zwierzęta parami i staramy się o to, aby miały potomstwo, uprawiamy hodowlę. W dawnych czasach, kiedy nie było jeszcze wielu nowoczesnych grabieżców czasu (telewizja, gry komputerowe, telefonia komórkowa itd.), a nie istniały zakazy i ograniczenia wynikające z konieczności ochrony przyrody, chowem drobnych ptaków śpiewających zajmowano się daleko częściej niż dzisiaj.
Przed pierwszą wojną światową niemal w każdym miejskim mieszkaniu trzymano kanarka lub szczygła, jako „nadwornego śpiewaka”. Miłośnicy ptaków z pewnością nie zastanawiali się zbytnio nad psychologią swoich podopiecznych, nie interesowała ich sprawa odruchów dziedzicznych, czy też nabytych i nie wiedzieli o wielu skomplikowanych zjawiskach, którymi zajmuje się etologia. Natomiast ich praktyczne doświadczenie z zakresu żywienia i pielęgnowania ptaków należących do naszej fauny, jak również znajomość „charakteru” poszczególnych gatunków, były bez porównania większe niż są obecnie.
W tym miejscu ograniczymy się do krótkiego przedstawienia niektórych sytuacji, jakie umożliwiają poznanie psychiki ptaków, ich potrzeb i przystosowań.
Dawniej trzymano ptaki w małych, ciasnych klatkach, gdyż miłośnicy widocznie doszli do wniosku, że w tych warunkach najpilniej i najładniej śpiewają, pielęgnacja ich nie nastręcza zbytnich trudności i, co może się wydać paradoksem, bez porównania dłużej dają się utrzymać przy zdrowiu i życiu niż w obszernych klatkach. Później, kiedy nauczono się patrzeć na ptaki nie wyłącznie, jak na przedmiot zabawy, lecz żywe obdarzone uczuciami stworzenia, więzienie ich w tak nienaturalnych warunkach wydawało się brutalne i nieludzkie. Zaczęto zatem propagować pomieszczenia coraz większe uzasadniając, że przecież „ptak jest stworzony do latania” i nie można mu tego prawa odbierać.
Obecnie wszystkie podręczniki podają stosunkowo duże wymiary klatek, tak, aby przeskakiwać z drążka na drążek, ale również swobodnie rozwijać skrzydła i nieco latać. Np. dla maleńkich egzotycznych estryldów i ptaków wielkości naszego czyżyka zaleca się klatki co najmniej 50 cm długie i odpowiednio szerokie i wysokie, a dla szpaka i drozdów co najmniej 1 m. Najbardziej godne polecenia mają być duże klatki tzw. woliery, zwłaszcza budowane poza domem na wolnym powietrzu. Wielu autorów twierdzi stanowczo, że im większa klatka, tym lepsza, gdyż pomieszczenie dla ptaków nigdy nie jest zbyt duże. Pod wpływem sugestii ogrody zoologiczne Usunęły stare pomieszczenia, zazwyczaj małych rozmiarów i zastąpiło je nowymi, na kilka lub kilkanaście metrów długimi wolierami. Szczytem osiągnięcia są tzw. zooramy, wielkie sale wypełnione krzewami i drzewami, wśród których ptaki sprawiają wrażenie, jakby żyły w naturalnym lesie lub dżungli podzwrotnikowej. Może wydać się zatem dość dziwne, że mimo postępu w chowie ptaków wystawianych na pokaz, doświadczeni hodowcy kanarków nie zmienili starych metod i ptaki o tak zwanym głębokim lub szlachetnym śpiewie nadal trzymają w niewielkich klatkach.
Wobec rozbieżności poglądów, jakie metody należy lub w ogóle można stosować, bo nie każdy amator ptaków dysponuje miejscem i pieniędzmi, aby mógł pozwolić sobie na budowę woliery ogrodowej, warto przyjrzeć się dokładniej, co i kiedy jest naprawdę najlepsze. Niewątpliwie nie tylko wielkie woliery, lecz również małe klatki mają dobre i złe strony.
W dużych klatkach lub wolierach ptaki mogą poruszać się dość swobodnie i rozwijać skrzydła do lotu, co przeciwdziała otyłości, zwiotczeniu mięśni i w ogóle sprzyja zdrowiu. W wolierze można pomieścić znaczną ilość drobnych ptaków należących nawet do różnych gatunków, bez większego nakładu pracy, gdyż jedno naczynie z wodą i jedno z pożywieniem może wystarczyć dla wszystkich.
Widok gromadki ptaków o różnych kształtach i barwach wzbudza większe zainteresowanie i sprawia bardziej estetyczne wrażenie niż jeden ptak zamknięty w małej klatce. Zatem publiczność zwiedzająca ogrody zoologiczne wręcz wymaga, aby pokazywano jej zwierzęta w warunkach pozwalających zapomnieć o niewoli. To byłyby mniej więcej wszystkie dodatnie cechy dużych klatek, wolier i zooram, jakie w praktyce możemy zauważyć. Jest ich niestety stosunkowo niewiele i w większym stopniu dotyczą wygody hodowcy oraz odczucia czysto ludzkiego niż tego, co naprawdę potrzeba ptakom.
Jakie zatem są ujemne strony, o których podręczniki piszą bardzo rzadko, a normalny nawet nie podejrzewa ich istnienia? Musimy sobie uprzytomnić, że nawet największa i najstaranniej wyposażona w zieloną roślinność woliera nie jest wolną przyrodą. Ptak, po poderwaniu się do lotu już po sekundzie natrafia na przeciwległą ścianę albo drucianą siatkę i uderza o nią z tym większą siłą, im większa była przestrzeń, na której mógł się rozpędzić. Niebezpieczeństwo rozbicia się lub co najmniej utraty lotek lub sterówek jest zatem w dużych pomieszczeniach bez porównania większe niż w małych klatkach. Jeżeli ptaki z jakiejkolwiek przyczyny przestraszą się i wpadną w panikę, co zwłaszcza w nocy i przy większej obsadzie zdarza się szczególnie łatw7o, następnego ranka czeka hodowcę wątpliwa przyjemność pozbierania z ziemi kilku lub kilkunastu rannych lub martwych ptaków, a w najlepszym razie pełnej garści wybitych piór. Katastrofy tego rodzaju są tak częste, że aby ich uniknąć, bardziej doświadczenia hodowcy zostawiają zapalone światło na całą noc. Już dość słaba, oszczędnościowa żarówka może dużo pomóc, ale nie zupełnie, gdyż ptaki potrafią wpadać w panikę nawet w jasny dzień. Poza tym światło w nocy przeszkadza ptakom w spokojnym śnie i wypoczynku, co odbija się niekorzystnie na ich zdrowiu.
Zupełnie nie nadają się do woliery lub dużej klatki bardziej delikatne gatunki odbywające dalekie wędrówki. Słowiki, pokrzewki, trzciniaki, zaganiacze, pokląskwy, białorzytki i wiele innych wędruje w nocy, a ponieważ w jesieni od sierpnia do końca listopada, a na wiosnę od lutego do kwietnia są w drodze, przez siedem miesięcy w roku pozostają pod wpływem tego potężnego pędu również w niewoli. W nocy zrywają się do lotu i na oślep uderzają o siatki lub ściany. Jeżeli pomieszczenie jest obszerne i ptak może nabrać rozpędu, kaleczy się poważnie lub zabija na miejscu. Jedynie w przypadku małej klatki zaopatrzonej w elastyczny sufit, można mieć nadzieję, przetrzymania go przez ten krytyczny okres.
Kto nie ma praktyki w chowie i hodowli nie uprzytamnia sobie, jak trudno napełnić większe pomieszczenie odpowiednią ilością ptaków różnych gatunków. Nie można trzymać dużych z małymi, silnych ze słabszymi, agresywnych z łagodnymi lub płochliwymi, wyjątkowo ruchliwych ze spokojnymi. Bardzo szybko osobniki agresywne lub silniejsze biorą górę nad słabszymi, odpędzają je od pożywienia, straszą i prześladują, skutkiem czego same przejadają się najlepszymi kąskami i nadmiernie tyją, podczas gdy ptaki podporządkowane muszą zadowolić się mało wartościowymi resztkami, nie dojadają, chudną, tracą siły, stają się podatne na choroby i wkrótce giną. Jakiś początkowo niewinnie wyglądający ptaszek wybija się na wysoki szczebel hierarchii i wkrótce staje się nieznośnym tyranem. Jeżeli przypadkiem uda mu się nastraszyć jednego współlokatora, próbuje tej samej metody na innych, a skoro się wyćwiczy na słabszych, atakuje ptaki daleko większe i silniejsze od siebie i odnosi nad nimi pełne zwycięstwo. O zwycięstwie bardziej decydują odwaga, agresywne usposobienie, szybki i zdecydowany atak niż siła. Wśród hodowców ptaków egzotycznych złą reputację pod tym względem mają maleńkie, ale bardzo czupurne sroczki afrykańskie oraz tak samo lilipucie zięby kubanki. Niektóre osobniki wpadają wręcz w manię prześladowania wszystkich ptaków dookoła, inne koncentrują swoją uwagę na jednej ofierze, którą gonią z tym większą zaciętością. Takiego zawadiakę i mąciciela należy natychmiast umieścić w osobnej klatce.
Najgorsze jest „przeludnienie”, od którego większość hodowców niestety nie potrafi się powstrzymać. Jednakże przy niewielkiej obsadzie wytwarza się hierarchia. Zazwyczaj nie jest zbyt szkodliwa, chociaż niekiedy może wystąpić w bardzo dziwnej, niepożądanej formie.
Gatunki żyjące w przyrodzie samotnie i łączące się w pary jedynie w okresie lęgowym, jak np. słowiki i rudziki, a w pewnych warunkach również sikory bogatki, które mimo, że poza okresem lęgowym tworzą często luźne stada mogą stać się dla innych mieszkańców większych klatek bardzo niebezpieczne. Zwykle w pierwszych tygodniach, kiedy rudzik nie czuje się jeszcze zupełnie zadomowiony nie można temu pozornie wątłemu i tak „dobrodusznie” wielkimi oczyma spoglądającemu ptaszkowi nic złego zarzucić. Pewnego dnia jednak staje się on mordercą. Jednym ciosem ostrego dzioba potrafi zabić nawet znacznie większego ptaka, który stanie mu na drodze. Momenty takie mogą się powtarzać, jeśli rudzik będzie uważał wolierę za swój rewir i nie zechce tolerować konkurentów.
Świeżo schwytane sikory bogatki od pierwszej chwili zachowują się w wolierze tak „rozsądnie” i zgodnie, jak gdyby pomieszczenie i całe towarzystwo znały od lat. Niestety idylla kończy się już pierwszego wieczoru, kiedy rozpoczyna się walka o odpowiedni zakamarek lub dziuplę na przenocowanie.
Ponieważ wszystkim sikorom podoba się tylko jedno miejsce, a każda chce spać sama i absolutnie nie toleruje obok siebie żadnej innej, zacięta bitwa kończy się śmiercią jednego, a czasem kilku ptaków.
Zięby, kulczyki, trznadle i wiele gatunków egzotycznych utrzymuje w okresie pozalęgowym względną zgodę i spokój. Kiedy jednak zbliża się pora lęgów, kojarzenia się par i zdobywania odpowiedniego rewiru, w wolierze wzrasta podniecenie. Samce atakują nie tylko rywali, ale każdego innego ptaka. Nawet gil, który w jesieni i zimie jest flegmatyczny i łagodny, od kwietnia do lipca przeistacza się w niebezpiecznego tyrana, uparcie prześladującego wszystkich sąsiadów. W wielu przypadkach już samo podniecenie, nadmierna ruchliwość, toki i głosy samców działają na inne ptaki bardzo niekorzystnie.